Czy Facebook nas podsłuchuje, żeby wyświetlać reklamy?

Na pewno znasz to z opowieści znajomych, bo zawsze wygląda tak samo: „Nie wpisywałam w internecie nic związanego z remontem, tylko rozmawiałam z mężem. I co? I zobacz, reklama nowych płytek! To najlepszy dowód na to, że wszystkie telefony nas podsłuchują, żeby wyświetlać reklamy na Facebooku!”

Monitoring na rogu każdej ulicy już nie przeszkadza jak dawniej, po prostu przywykliśmy. To miejsca publiczne, więc i tak zachowujemy się przyzwoicie. Zupełnie inną sprawą są prywatne rozmowy, które przeprowadzamy w domowym zaciszu. Ja na przykład nie chcę, żeby znajomi dowiedzieli się, że lubię sernik z rodzynkami, a mama, że te skarpety pod choinką były za małe (oficjalnie zjadł je pies). Otacza nas mnóstwo elektroniki wyposażonej w mikrofony, dlatego musi w końcu paść to pytanie:

Czy urządzenia nas podsłuchują?

Trochę tak, ale sami tego chcemy. Zapytacie: jak to? Z lenistwa. Coraz popularniejsi stają się asystenci głosowi, których wywołać można za pomocą „OK Google” czy „Hey Siri”. Oczywistym jest, że cały czas nasłuchują to, co dzieje się wokół, żeby wyłapać odpowiednią komendę, kiedy chcemy ich wybudzić.

Raz nawet urządzenie tego typu było świadkiem w sądzie. Tak: nie producent, a urządzenie. A dokładniej to Alexa, czyli asystent głosowy Amazona. W głośnej sprawie ofiarami były dwie zamordowane kobiety. Świadków zajścia nie było, dlatego sąd postanowił wykorzystać urządzenie stojące w kuchni. Firmy bronią się przed takimi sytuacjami, ale znamy już przypadki, kiedy udostępniono nagrania. Przejdźmy do najważniejszego:

Czy Facebook mnie podsłuchuje, żeby jeszcze więcej zarobić na reklamach?

Poruszam 4 kwestie i za żadną z nich nie dostałem pieniędzy od Marka Zuckerberga (a szkoda). Nie są to dowody, które jednoznacznie przesądzą, ale na pewno zjawiska czy błędy poznawcze warto brać pod uwagę:

1. Iluzja częstotliwości

Wystarczy, że jedna rzecz zwróci twoją uwagę: na przykład nowy Volkswagen Golf, który ci się spodobał i nagle wszędzie widzisz dokładnie ten model. Nieważne, czy jedziesz na zakupy, do pracy, czy włączasz telewizję – wszędzie ten sam Golf, którego może kiedyś kupisz. Jak to możliwe? Przecież nie przybyło ich w ciągu jednej nocy! Winę ponosi za to efekt Baader-Meinhof, czyli iluzja częstotliwości. Polega ona na tym samym, co moja historia z autem: nazwa, słowo, zjawisko albo rzecz, która zwróciła na siebie uwagę nagle pojawia się z niespotykaną częstotliwością (złudnie). Nasz mózg uwielbia wyszukiwać wzorce. Kiedy nagle odkryje, że dana informacja pojawia się wielokrotnie, to szuka kolejnych powtórzeń, bo dopatruje się sekwencji.

Można powiedzieć, że wynika to z połączenia dwóch elementów: selektywnej percepcji i efektu potwierdzenia. Jak to się dzieje?

Kiedy coś jest dla ciebie ważne, to mózg daje priorytet tylko informacjom, które są z tym związane (i to jest selektywna percepcja). Wcześniej po polskich ulicach jeździło tyle samo Volkswagenów, ale po prostu nie zwracałeś na nie uwagi. Nie muszą to być auta: jeśli jesteś w ciąży, to nagle widzisz mnóstwo dzieci wokół siebie, a jak kupisz zegarek, to zauważasz, że prawie wszyscy je noszą. Więc jeśli coś siedzi ci mocno w głowie, to częściej widujesz to także na Facebooku.

Fajnie wyjaśnił to Piotr Bucki na swoim blogu: Sama uwaga selektywna – jak każdy inny błąd poznawczy – ma swoje ewolucyjne wytłumaczenie. Lepiej było zawężać uwagę w zależności od danej motywacji czy potrzeby. Szukasz pysznej jagódki – zaczynasz zauważać jagódki. Boisz się tygrysa – łatwiej zauważysz tygrysa, a nawet wszystko, co tygrysa przypomina. 

Drugim elementem jest błąd potwierdzenia (ang. confirmation bias) – to jeden z błędów poznawczych, w którym szukamy potwierdzenia na jakąś tezę. Mamy tendencję do zapamiętywania informacji, które nam bardziej pasują: niezależnie od tego, czy chodzi o politykę, religię, uchodźców czy globalne ocieplenie. Ten efekt jest najbardziej widoczny przy zagadnieniach, które wywołują silne emocje. Co to oznacza?

Jeśli dla przykładu popierasz partię X, to ignorujesz informacje o ich wpadkach i złych decyzjach, pamiętając przy tym wszystko, co złe w partii Y. Media tobie sprzyjające będziesz chętnie czytać i analizować, a te krytyczne będą z automatu odrzucane. A kiedy postawisz tezę, że Facebook cię podsłuchuje, to będziesz zauważać reklamy wszystkiego, o czym rozmawiasz w domu. Inne mogą zostać niezauważone.

2. Jesteś jeden na milion? To w Polsce jest 37 takich jak Ty

Każdy z nas jest wyjątkowy na swój sposób, ale jednak w pewnych kwestiach jesteśmy powtarzalni. Szukasz łóżeczka w internecie? To jasne, że zaraz zaczniesz potrzebować pieluszek. Zmieniasz status na FB na „zaręczona”? No to spodziewaj się reklam sal weselnych, nowych mieszkań i podróży idealnych dla par. Nawet jak o tym nie rozmawialiście.

Okej, ale jeszcze o tej powtarzalności: Facebook daje możliwość prowadzenia kampanii typu Lookalike Audiences. Co to znaczy? Jeśli w twoim sklepie najchętniej kupują panie Grażynki z miast powiatowych, które właśnie skończyły 50 lat, to Facebook pokaże reklamy podobnym odbiorcom. System reklamowy FB jest w stanie znaleźć Barbary i Zofie, które zachowują się podobnie, są w zbliżonym wieku i miejscu zamieszkania. A nawet interesują się tymi samymi tematami i czytają artykuły na podobnych portalach. Google i Facebook „mielą” tak dużo danych, że dzięki machine learning są w stanie wyłapać podobne ścieżki zakupowe i procesy, które następują tuż przed nimi. Przetestowałem to na przykładzie branży AGD i działało bardzo dobrze.

3. Za dużo danych do przetworzenia

Prawie niemożliwe jest zbieranie tych wszystkich nagrań i przetwarzanie cały czas gdzieś na serwerze. Powodów jest co najmniej kilka:

  • Ciągłe nagrywanie i wysyłanie plików przez internet zjadałoby baterię telefonu zbyt szybko.
  • Zakłócenia przy noszeniu telefonu w kieszeni, wpinaniu ładowarki, a nawet trzymaniu obok klawiatury, kiedy piszesz są zbyt wielkie. Poza tym rozmawiając z kimś obok raczej nie trzymamy telefonu przy ustach. A pamiętasz jak brzmi rozmowa, kiedy ktoś jest daleko od telefonu?
  • Nawet gdyby nie dwa powyższe, to tych danych jest po prostu za dużo. To nie pliki tekstowe (jak zawartość Gmaila, która wymaga prostego wyszukania słów kluczowych). To dźwięk, który najpierw trzeba „zrozumieć”, przetworzyć i dopiero skanować. A to wszystko od 2,5 mld ludzi, bo tylu używa Facebooka (02.2020).

4. Przypadek

Raz do roku to i garbaty się wyprostuje, Niekryty Krytyk powie coś zabawnego, a twojej koleżance wyświetli się nowy laptop, choć tylko tobie mówiła o zalaniu kawą starego. To po prostu się zdarza. A jeśli zdarzyło się raz, to nie przenoś tego z jednej osoby na całe społeczeństwo, bo to błąd ekologiczny rozumowania. To, że ciotka z Krakowa wstawała lewą nogą i urodziła chłopca nie znaczy, że wstawanie lewą nogą w ciąży gwarantuje syna.

Jeśli więc ktokolwiek powie, że Facebook go podsłuchiwał, to wyślij link do tego wpisu i powiedz, że się myli. Chyba, że uważasz inaczej, to daj znać w komentarzu.