Zazwyczaj sprawa jest bardzo prosta: przed wejściem na scenę sporo żartuję z organizatorami albo innymi prelegentami. W luźnej atmosferze, z uśmiechem na twarzy wbiegam na scenę i zaczynam opowiadać to, co mam przygotowane. Zazwyczaj, bo tym razem było zupełnie inaczej.
Był 30 listopada 2019. Została godzina do mojego drugiego wystąpienia na TEDx. Pierwszy raz (2 lata wcześniej) poszedł mi bardzo słabo, więc wiedziałem, że tym razem wszystko musi być idealnie. Prezentację miałem przećwiczoną, slajdy ładne, żarty gotowe i sprawdzone na małej grupie, a wyprasowany podkoszulek wisiał na zapleczu. Oczywiście czarny. Poza tym znałem co najmniej dwie osoby, które występowały tego dnia – Janinę Bąk i Kamila Kozieła. I właśnie telefon od tego drugiego zesłał na mnie pierwszą falę nagłego gorąca:
Kamil: Siema, mam dwie wiadomości
Ja: Dawaj dobrą
Kamil: Tak się składa, że obie złe. Nie wiem jak dobrze się przygotowałeś, ale nie będziesz miał widoku prelegenta (czyli podglądu na notatki, czy kolejny slajd jaki się pokaże po kliknięciu)
Ja: A ta druga?
Kamil: Występujesz jako jeden z pierwszych.
Na szczęście jestem przecież na miejscu, coś wymyślimy. Wchodzę do „reżyserki” (czyli pokoju o największym stężeniu stresu w całych Katowicach) i słyszę:
Ty jesteś Jakub Biel? No to nie działa wideo w twojej prezentacji. Występujesz bez nich.
To dość szalona propozycja, kiedy moje wystąpienie opiera się na nagraniach. No i kolejna fala ciepła zaatakowała mojego człowieka. Zapytałem, czy można to naprawić, przecież występuję nie pierwszy raz.
To wina prezentacji, komputer jest sprawny.
Hej, to może przesuniecie mnie na koniec konferencji, a ja to wszystko poprawię?
Nie. Występujesz drugi, albo wcale. Mamy już ułożone animacje i nic nie można zmieniać.
Więc na szybko: co mogę zrobić? Przepięliśmy drugi, stojący obok laptop, żeby przynajmniej sprawdzić w czym tkwi problem. Oczywiście wszystko działało. Magda Gessler tańczy, TikTok szaleje, więc przynajmniej jeden problem mam z głowy. Rozwiązanie drugiego nie było tak proste, choć możliwe. Jakie?
W trakcie gdy ja na scenie miałem klikać slajdy, Kamil Kozieł siedzący na publiczności bardzo dokładnie obserwował moje ruchy i sam zmieniał slajdy na moim podglądzie (taki mały ekran w nogach prelegenta). To dlatego na nagraniu widać czasem moment zawahania, gdy nie wiem czy ludzie widzą za moimi plecami to, o czym właśnie mówię.
Co jeszcze mogło pójść nie tak?
Spokojnie, tylko dwie rzeczy. Choć dość kluczowe.
Pierwsza: czas.
Jest kluczowy. Prezentacja musi zmieścić się w odpowiednim czasie, dlatego ekran z odliczaniem czasu jest jasną wskazówką, kiedy przyspieszać lub trochę zwolnić. Tuż przed wejściem usłyszałem, że ktoś z publiczności ma mi pokazać, kiedy czas się kończy. To dość trudne zadanie, kiedy masz przed sobą kilkaset osób, a mocne światło powoduje, że ledwo ich widzisz. Siedzącej obok Janinie jak zawsze dopisywał humor, więc trochę rozładowała atmosferę, ale przyznam, że wcale nie poczułem się komfortowo, kiedy kolejna rzecz mogła się zepsuć. Zwłaszcza, że całe wydarzenie było transmitowane online przez TEDx i ING. Zegar ostatecznie się pojawił, choć zobaczyłem go dopiero ze sceny.
Druga: dźwięk.
Jakie to uczucie stać na środku sceny i mówić, kiedy nikt cię nie słyszy? Średnio przyjemne, ale po kilkunastu sekundach mikrofon zaczął działać. Uff.
Dlaczego się stresowałem?
Bo mi zależało.
Bo tyle rzeczy mogło pójść nie tak.
Bo wszystko co szło źle, było niezależne ode mnie.
Jak sobie z tym poradziłem?
Przypomniałem sobie, jak kiedyś Piotr Bucki mówił o stresie przed wystąpieniami:
Gdy się stresujemy w naszym ciele następuje silna reakcja łańcuchowa. Wydzielają się hormony i neurohormony, wygaszane są nieistotne w tej konkretnej sytuacji systemy. Cały organizm szykuje się na walkę. Zawęża się pole percepcji – wszystkie procesy poznawcze, za pomocą których oceniamy i poznajemy świat, działają na najwyższych obrotach. Dlatego w sytuacji stresowej nie mamy zazwyczaj problemu z koncentracją i szybkim podejmowaniem decyzji. Serce pompuje krew do mięśni – dlatego szybciej bije. Oddech jest przyspieszony – by maksymalnie dotlenić organizm. Zupełnie natomiast zanika chęć na… seks czy jedzenie. Bo cóż nam z seksu czy jedzenia, jeśli nie przeżyjemy. Nasze ciało, nasz organizm i nasz mózg robią wszystko byśmy przeżyli – całość tutaj.
Co to znaczy?
Że mój organizm po prostu się motywuje. Że moje ciało pomaga mi przejść przez te dziwne problemy. Czyli mogę być jeszcze lepszy. O to chodzi! Wtedy zyskałem prawdziwy luz.
Na szczęście publiczność była wyśmienita. Bili brawo, śmiali się z żartów, reagowali żywiołowo. Wideo pokazuje, że wszyscy bawimy się dobrze. A sama prelekcja poszła nieźle. Zobaczcie zresztą sami: